Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ano, ten twój „hrabia”! Przyszedł. ma do ciebie jenteres! Jaki on może mieć jenteres?
Mańka nie zaspokoiła ciekawości Wawrzona. Poprawiła włosy, obciągnęła sukienkę i przejrzawszy się w małem zawieszonem na ścianie lusterku, zaczerwieniona od ognia, ale z wyrazem triumfu na twarzyczce, powoli niby niechętnie wyszła na salę.

— Czem mogę służyć? — zagadnęła starszego pana, siedzącego w głębi przy stoliku za butelką francuskiego wina, najdroższego traktamentu, jaki w swej restauracji posiadał Balas — wspomniano mi, iż pragnie pan mnie widzieć...
Starszy pan powstał z miejsca i pocałował ją na powitanie w rękę.
— Tak — rzekł — istotnie pragnąłem porozmawiać z panią!
— Więc słucham!
Usiadła przy stoliku z miną niby to znudzoną, jak gdyby wcale ją nie ciekawiło to, co miała usłyszeć za chwilę. W rzeczy samej drgał w niej każdy fibr i z niepokojem łowiła dobiegające ją z ust towarzysza słowa. Mówił powoli, zająwszy z powrotem swe miejsce, cicho, by ona tylko mogła go posłyszeć, czyniąc częste przestanki i dobierając wyrazów;
— Istotnie pragnąłem bardzo porozmawiać... i dla tego prosiłem... zdaje się szwagra... aby zechciał panią o... mojej bytności powiadomić... Przedewszystkiem przepraszam za niewłaściwe ostatnim razem... hm... zachowanie... Ale zapewniam...
— Wcale nie czuję do pana żalu!

— Szczerze jestem rad... Szczerze... Naprawdę było mi przykro... Dała mi pani... świetną naukę... Nie powinienem się był tak zachować... Powinienem był wnet

14