Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc to jest tajemnica willi! — mało nie wykrzyknął Den, przypomniawszy sobie swoje bezowocne poprzednie poszukiwania — opukiwałem ściany, a to w gzymsie należało szukać!
Jak cień skradał się teraz za nieznajomym, który wyłonił się tak tajemniczo. Ten wszedł spokojnie na piętro, nie podejrzewając, że jest śledzony, otworzył drzwi do jednego z pokojów i zanim Den zdążył się zorjentować, znikł, rzekłbyś zapadł się w jakimś lustrze.
— Hm! — mruknął detektyw, spozierając z osłupieniem — dobre urządzenie!.. Same niespodzianki!..
Teraz czuł się w swoim żywiole, żywiole niebezpieczeństwa i walki. Lecz co dalej czynić? Czy czekać na powrót nieznajomego, czy wykorzystać podpatrzony sekret.
Den czekał jeszcze parę minut, lecz gdy nikt się nie pojawiał, a wokół panowała cisza — zbiegł ze schodów i zbliżył się do gdańskiej szafy.
Nie długo szukał tajemniczej sprężyny — wnet ją odnalazł, śród misternie rzeźbionych liści, zdobiących górę stylowego mebla.
Nacisnął — i przed nim zajaśniały szerokie wysłane dywanem schody.
— No... no...

Był przygotowany, że natrafi na wąskie ciemne przejście, — schody podobne, wiodące niczem do pałacu, wprowadziły go w zdumienie. Szybko sięgnąwszy po browning do kieszeni i sprawdziwszy, czy jest gotowy do strzału, jął stępować na dół. Jeśli zdumieniem przejęły go schody — to co ujrzał dalej, zdziwiło go jeszcze bardziej. Bo oto pod tą opuszczoną na pozór i obumarłą willą, mieścił się wielki i wspaniały apartament.

196