Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamy dość, a dalej ryzykować nie można... Jeśli przewąchał Korski, iż ten cały twój „Prodlas”, to blaga — przewąchają inni!... Towarzystwo akcyjne, istniejące na księżycu! Dziwię się, że nie zainteresowano się tem dotychczas...
— Na szczęście się upiekło! A „towarzystwo” oddało nam wielkie usługi, jako pokrywka. Musiałem wszędzie bywać, poznawać ludzi zamożnych. Lepiej oczywiście o ile się ma tytuł dyrektora. Uchodząc za „bussinesmana”, poznałem szweda, poznałem Welesza... Pozatem lepiej było te weksle, któreś ty wydostawała od różnych solidnych dżentelmenów, bojących się rozgłosu, niby to dyskontować w biurze, nie majacem z tobą na pozór żadnej łączności, niźli egzekwować bezpośrednio...
— Ale te weksle zwróciły właśnie uwagę Korskiego!
— Tak, pomyliłem się, sądząc, że więcej jest zepsuty i że powoli da się wciągnąć w nasze sprawy. Rozczulił się nad jakimś staruszkiem, nie mogącym zapłacić długów syna... Ten młodzieniec przegrał tu zdaje się poważniejszą sumę w karty...
— Ale ostatecznie zapłacił?
— Zdaje się ojciec sprzedał meble — i historja została zatuszowana...
Zaległo milczenie. Doriałowicz zapalał nowego papierosa. Detektyw mimowolnie ściskał rączkę browninga, postanawiając jednak rozmowy wysłuchać do końca. Wtajemniczywszy się już w „interesy dyrektora” — pragnął poznać dalsze plany zacnej pary.
— Więc wszystko likwidujemy — mówił mężczyzna po chwili — czy dziewczyny wyprawiłaś?
— Tak!

— A nie zdradzą?

201