— Wątpię! Nic nie wiedziały! Zarobiły sporo i sądzą, że to tylko o „żywe obrazy” i zabawę chodziło...
— A Józka?
— Z tą gorzej! Sama nie wiem, czy domyśla się czego o Tamarze i o szwedzie, czy nic nie domyśla. W każdym razie będę ją miała na oku!... Może zabiorę z sobą zagranicę.
— A Korski?
— Dziwię, że się pytasz. Zamknęłem go w pokoiku, za sceną. Los jego postanowiony. Zostanie.
— Zostanie? A czemuś z nim wczoraj urządziła tę komedję!
W oczach kobiety zaigrał zły błysk.
— Pamiętasz — wtedy uderzył mnie! Zrewanżowałam mu się za to. Dostał narkotyk i dał bezpłatne przedstawienie. Wyobrażam sobie, gdy dziś mu powróciła świadomość, jak musiał się wstydzić i wyrywać sobie włosy z głowy. Niechaj się trochę pomęczy przed śmiercią....
Jakaś zaduma przebiegła po czole Doriałowicza.
— Czy nie za wiele trupów za nami?... — szepnął — Tamara... Szwed... Korski...
— Racz dodać — odparła zimno kobieta — i tego amerykanina, któregoś zastrzelił w spelunce w Chicago a później obrabował z pieniędzy...
— Tak, ale tam była walka.
— I zwyciężonemu zabrałeś majątek... No tak! Ty walczysz browningiem, ja trucizną! Nie rozczulajmy się. Byłeś awanturnikiem, który przez pięćdziesiąt lat nie mógł dość do niczego i był poszukiwany przez policje wszystkich krajów, ja niemal tem, czem te dziewczyny, które przed chwilą opuściły ten dom. Długo klepaliśmy biedę, wymigując się z rąk władz różnych i chciano się do skóry nam dobrać i w Ame-