wirował szary dymek, coś uderzyło Dena — i poczuwszy wielki ból, osunął się on bezsilnie na podłogę.
Tracił przytomność. Do resztek świadomości docierały słowa:
— Korski ma dość... Denowi nie wiele się należy... Dziewczyna zemdlała ze strachu... Niema potrzeby dalej się maskować.. Wciągnijmy ich do korytarza... a później...
Gdy Den oprzytomniał — pochylała się nad nim postać kobieca. Poznał Mary.
— Przy pomocy pańskiej elektrycznej lampki, odnalazłam kontakt, bo i w tym korytarzu jest światło... Zrobiłam opatrunek, jak mogłam...
Detektyw zauważył, że zdjęto z niego marynarkę, a lewe obnażone ramię jest przewiązane strzępem koszuli, na którym widnieją duże krwawe plamy.
— Opatrzyłam, jak mogłam — mówiła dalej. — Na szczęście, zdaje się, tylko powierzchowna rana... A zemdlał pan, bo kiedy ona wystrzeliła po raz drugi — rzucił się pan gwałtownie w bok, uderzając skronią o kant żelaznych drzwi... To ocaliło życie, inaczej... Ja cały czas leżałem na podłodze, udając nieprzytomną...
— A Korski?
Miast odpowiedzi, przytłumiony jęk wyrwał się z ust Mańki.
— Cóż z Korskim? — powtórzył niespokojnie.
— Zabity... — szepnęła cicho.