Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

żona nie chciała się zgodzić na rozwód — wreszcie jednak, wspominawszy o jej śmierci, chlipał...
— Co pan płaczesz? — zauważył Balas, który wysłuchał w skupieniu opowieści — przecie nie kochałeś kobiety?
— No... tak... no... owszem — szlochał dalej Welesz — ale wypada zapłakać... żona też jest człowiek!...
— Hm.... i to racja! — zgodził się Wawrzon — Ze smutku se wypijem!... Ja tera stawiam...
Nowe kolejki szybko osuszyły łzy. Hipcio, rychło zapomniawszy o swej żałości, przeszedł na najwięcej obchodzący go temat. Wyłuszczał swą miłość dla Mary. Mówił obszernie i wymownie, że jej to właściwie życie zawdzięcza i, że tylko z taką istotą byłby szczęśliwy...
Posłyszawszy, iż bogacz nie tylko zakochał się w dziewczynie, ale pragnie się z nią nawet ożenić — Wawrzon aż usta zagryzł z uciechy... Cie... cie... szwagier podobny! ...Wnet powziął większe wyobrażenie o znaczeniu własnem i choć wiedział, że w gruncie na Mańkę żadnego wpływu nie posiada, postanowił te znaczenie podkreślić.
— Jak ja jej dobrze nagadam... twoja sie ostanie! rzekł wcale już poufale. — Ty sie na mnie nie gniwaj.... co ja tobie tak gadam... Po paru kielonkach nie lubie „panować”.... Jak masz na imię?
— Hipolit! — odparł uprzejmie Welesz.
— A mnie na krzcie świętym dali Wawrzon!... To słuchaj Hipek!... Jak na ten przykład, nieprzymierzając... chcesz się wżenić w mojom rodzinę... to ja nic przeciwko tobie nimam... I dopomogę!... Choć ty niby i dyrektor i hrabia... a tera derektory i hrabie poszły same łobuzy... aleś szczyry chłop!... No, daj pyska...

Przeciągły pocałunek przypieczętował przyjaźń. Dalsza rozmowa potoczyła się tak serdecznie a głośno,

217