Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Mańka skinęła głową.
— Żeby więc panią przekonać, przedewszystkiem przedstawię się... a później...
Wyciągnął wykwintny skórzany portfel z kieszeni i wyjąwszy z niego wizytową kartę podał Mańce przez stół. Widniał na niej napis:

KAZIMIERZ TOPÓR — DORIAŁOWICZ
dyrektor Sp. Akc. „Prodlas”

Gdy czytała kartę, podsunął ku niej banknot pięćsetzłotowy.
— Tym razem pani przyjąć może — rzekł nachyliwszy się blisko — skoro zna istotne moje zamiary. Spotkamy się jutro, ale nie tu tylko... po południu, choćby o szóstej, w Italji omówimy szczegóły... A ta drobna pożyczka pójdzie na to, aby pani tam godnie wystąpić mogła...
Mańka dobierała słów, aby coś odpowiedzieć.
— Ale — poczęła.
— Nie sułcham! — zawołał żywo — nie słucham żadnych zastrzeżeń... i uciekam, bo tu doprawdy rozmawiać nie wygodnie... Czekam jutro o szóstej w „Italji”.
I zanim oszołomiona Mańka zdążyła się obejrzeć już zniknął za drzwiami.
Nie, taka przygoda zdarzyła się jej po raz pierwszy. Mięła w dłoniach banknot, który chyba również po raz pierwszy otrzymała, bez żądania natychmiastowego rewanżu. Spojrzała czy się nie pomyliła. Naprawdę w jej dłoni spoczywał cenny papierek.
— Co, frajer na dobre się wlepił? — posłyszała nad sobą głos Balasa — trajlował tobie, szwagierka głowe bez pół godziny...

— Chce się mną opiekować — odrzekła, wskazując na spoczywający w jej dłoni banknot — dał pięć-

17