— Den trafił przypadkowo i na pewno sam, inaczej już mielibyśmy policję na karku... Zniknięcie jego zauważą za parę godzin dopiero i za parę godzin się zjawią, o ile naszą willę mają na oku... Zresztą auto winno przyjechać lada chwilę...
— Niepotrzebnie może zabierasz tyle rzeczy. Po wypadku z Denem trzeba było opuścić pałacyk natychmiast, a nie wysyłać dywany i raz jeszcze kazać szoferowi wracać... Ale z tym Denem byłaś genialna...
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
— Gdy znajdowałam się w korytarzu, posłyszałam lekkie szmery. Myślałam, że to Józka podsłuchuje i chciałam ją na tem przyłapać... Zakradłam się więc tem drugiem przejściem... no i zastałam paniczów...
— Czy Den umarł?
— Zdaje się tylko ranny. Korski zabity. Lecz, czy to nie wszystko jedno?
Niedbałym ruchem ręki wskazała na przeciągnięte wzdłuż pokoju druty. Doriałowicz spojrzał na nie również.
— Działają?
— Ręczę, że znakomicie! Znam się trochę na tem. Poruszywszy je nawet tutaj, można wszystko wysadzić w powietrze, ale wtedy i mybyśmy zginęli wraz z Mary i Denem... Na to chyba, nie masz ochoty! Poczekaj więc, aż opuścimy pałacyk...
Doriałowicz skinął głową i znów spojrzał na zegarek:
— A samochód wciąż nie przybywa? Tu widzę, wszystko wporządku. A co zamierzasz zrobić z Józką?
Twarz kobiety nasępiła się
— Sam mi powtórzyłeś, że rozmawiała ona z Mary... Jest bardzo niebezpieczna! Domyśla się prawdy o