w milczeniu, z którego niczem nie można go było wydobyć. Czy cios ten złamał go ostatecznie, czy też tylko udawał przygnębienie — trudno dawało się orzec. Nawet nie zdołano ustalić, jakie naprawdę nosił nazwisko. Że nie Doriałowicz — to pewne. Z zagranicy tylko, wciąż nadchodziły wieści, donoszące o poprzednich sprawkach zbrodniczej pary. Wedle tych rewelacji, pięćdziesięcioletni żywot Doriałowicza stanowił jedno pasmo przestępstw, popełnionych w przeróżnych krajach kuli ziemskiej. W mieszkaniu jego znaleziono w całości klejnoty Welesza oraz wielkie sumy, pochodzące z szantaży i rabunków... Te, w miarę możności zwracano prawym właścicielom. Den nabrał po tej sprawie wielkiego rozgłosu, był zasypany sprawami, ale prawdziwemi bohaterami stali się Balas i Mańka...
Szczególniej Mańka... Fotografje jej zdobiły szpalty wszystkich pism, a parę teatrzyków i przedsiębiorstw filmowych, proponowało korzystne „engegement’y”. Wszystkie te oferty jednak odrzuciła Mańka, powróciwszy na swe skromne stanowisko, za bufet „Pod czerwonego koguta”. Zato niebywałem powodzeniem poczęła się cieszyć knajpka. Do dobrego tonu niemal należało pojechać tam i obejrzeć dziewczynę — a Balas coraz więcej nosa zadzierał i coraz robił się ważniejszy.
Jeden Welesz nie korzystał z tej fali popularności. Odzyskawszy biżuterje, sprawie swej nie nadawał rozgłosu, nie chcąc tajników swego domowego pożycia wywlekać na żer ciekawości publicznej.
Przesiadywał tylko całemi dniami w knajpce „Pod czerwonym kogutkiem” — tak, że wkońcu bywalcy, jęli go poczytywać za wspólnika Wawrzona.
Hipcio wiedział dlaczego tam przesiaduje i dlaczego zabiera miejsce w najbliższem sąsiedztwie bufetu.