Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Korski oniemiał. Na podobne oświadczenie nie był przygotowany. Wszystkiego raczej się spodziewał, niźli usłyszeć z ust Doriałowicza podobne słowa. Z niemniejszem zdziwieniem sułchał dalej.
— Tak, mój młody przyjacielu! Co zaś się tyczy zarzutów, to przyjmowałem pana, jako osobistego sekretarza, nie zaś funkcjonarjusza towarzystwa „Prodlas”... Pan zdaje się powątpiewać wogóle o istnieniu przedsiębiostwa. Mogę mu zrobić tę przyjemność i wysłać go z jakim zleceniem na kresy, tylko, że w Nalibockiej puszczy teraz djablo zimno... Co zaś się innych moich interesów tyczy... to aczkolwiek nie mam obowiązku się tłumaczyć, zaznaczę, że przy panującej obecnie nieuczciwości, jestem twardy i nie zmienię się... Jest pan jeszcze bardzo młody, panie Korski i daje się pan rozrzewniać przeróżnym przebiegłym typkom... Tak... Cóż, czy wystarcza to panu co powiedziałem, kierując się wyłącznie sympatją, jaką powziąłem dla niego przez te parę miesięcy, spędzonych przy wspólnej pracy, czy tu nadal moje interesy wydają się „tajemnicze”?... A może pan pragnie sam opuścić posadę?...

Korski uspokoił się prawie zupełnie w czasie tej długiej przemowy. Żałował może nawet swego nerwowego wybuchu. Ostatecznie otrzeźwiło go napomknienie o porzuceniu posady. Jeśli jeszcze przed chwilą nie zastanawiał się nad skutkami uniesienia — przed oczami wyobraźni jęły się rysować: brak pieniędzy, ulica, głód... Nie — przódy powinien się zabezpieczyć i wynaleźć inną posadę, później dopiero... I choć „przyjacielskie” wyjaśnienie Doriałowicza nie rozwiało wielu jego wątpliwości, przymusił się do frazesu, frazesu oznaczającego kapitulację, jak Henryk IV, do wędrówki do Canossy...

26