dzie zwabiają kobiety... Bo trzy czy cztery nagle zginęły i niewiadomo, co się z niemi stało. Myślałam, bujda! Może same wyjechały, może zamelinowały się przed gliną... A tu naraz Józka...
— Gadaj, Lola, porządnie — od początku, — przerwała Mańka, którą niecierpliwiły długie wstępy, — co jest i co ty wiesz?
— Zaraz... Otóż, od pół roku mieszkałam razem z nią na Górnej u Wielgusowej. Znasz Wielgusową, ta wdowa po złodzieju, odnajmuje dwa pokoje, sama mieszka w kuchni. Do niej można sprowadzić, kogo się chce... Mieszkałam więc u Wielgusowej, Józka w jednym pokoju, ja w drugim i było nam bardzo dobrze, bo ona szczera dziewczyna... A tu naraz Józka zaczyna mieć przede mną tajemnice... Uśmiecha się, powiada: zobaczysz u mnie, Lolka, niedługo wielką odmianę losu... Ja się rozpytuję, co to znaczy, ona nic, klepie, że jeszcze powiedzieć nie może. Bardzo mnie to zdziwiło, bo Józka nigdy nie była sekretna... To ja, wiesz, jestem trochę ciekawa, zaczęłam ją podglądać... I goście do niej nie przychodzą, a forsę ma... Aż tu ona jednego dnia pyta: Lolka, będziesz dziś popołudniu w domu? — Powiadam: nie! Widzę, że się ucieszyła. To niby udaję, że wychodzę, ale naprawdę schowałam się w pokoju, drzwi zamknęłam na klucz. To ona gdzieś wyprawia na miasto Wielgusową, daje babie forsę na kino, czy cukiernię, znaczy: sama chce zostać. Czekam godzinę, nic. Kichać mi się chce, jak cholera, siedzę cicho... Wtem, dzwonek... Józka otwiera. Mężczyzna... Coś rozmawiają, idą do pokoju Józki. Między moim pokojem a jej, jest taka szpara... To ja na palcach, jak kot, podkradam się, patrzę... Choć ona jemu klaruje, że w mieszkaniu nikogo niema, on gada tak cicho, że nic zrozumieć nie