mknąwszy szybko przez parę ulic, zatrzymał się przed wejściem jednej z luksusowych restauracyj. Wyskoczyła raźno, myśląc, iż nakoniec odnalazła rozwiązanie zagadki, i że Doriałowicz wprzódy pragnie ją wypróbować na wszelkie sposoby, zanim złączy się ściślejszym stosunkiem, w obawie może, że zmysły uczynią go niewolnikiem osoby niezbyt odpowiedniej. Postanowiła dobrze zdać egzamin.
Gdy zrzuciwszy kosztowną narzutkę na ręce zgiętego w ukłonie portjera, weszła do restauracyjnej sali — spotkała ją na wstępie wielka niespodzianka...
Bo to od stolika, poderwał się na ich widok wysoki młodzieniec i pośpieszył na spotkanie. Ujrzawszy go, musiała zagryźć wargi, aby nie krzyknąć głośno. Wszak owym młodzieńcem był Stach Korski, którego znała tak dobrze...
— Mój sekretarz, — przedstawił krótko Doriałowicz. — Pan Korski był na tyle uprzejmy, iż zatrzymał dla nas stolik.
Korski również ze zdziwieniem spoglądał na Mańkę, ale zbyt był opanowany, aby jakim ruchem nieopatrznym zdradzić swą dawniejszą znajomość z dziewczyną. Zgiął się w niskim ukłonie, pragnąc ukryć lekki uśmieszek i ucałował z pozornym szacunkiem wyciągniętą, drżącą rączkę. Więc to była owa tajemnicza Mary, od której odbierał telefon, to była ta „flama”, o jakiej opowiadał detektyw. Dobry gust miał szef, choć nigdyby nie sądził...
W milczeniu zajęto miejsca przy stoliku. Podczas gdy Doriałowicz stalował wykwintną kolację, a Mańka starała się pokryć zmieszanie obojętną i wyniosłą miną, Korski obserwował ją ukradkiem. Tak, musiała go poznać bazwzględnie, o czem świadczył lekki przy powitaniu rumieniec... Przypomniał sobie, że mówił Den, iż