zwierzchnik znalazł tę perłę w jakiejś podmiejskiej szynkowni — nie dziwota, dochodziły go słuchy, że Mańka porzuciła „wesołe życie” i pracowała, jako bufetowa. O, bo swego czasu Mańką interesował się bardzo...
Również i Mańka nieznacznie zerkała na Korskiego. Nie zmienił się, tylko jakoś spoważniał. Kiedyś, latał za nią porządnie. Lubiła go, a może polubiłaby i bardzo, gdyby nie związek z Balasem, uniemożliwiający wszelkie nie wchodzące w zakres „interesu” miłostki, no i późniejsza znajomość z Welskim...
Lubiła go, gdyż był szczerszy od innych i wyczuwała w nim pewne pokrewieństwo duchowe... Czyż nie opowiadał jej, że ludzi nabiera, uczestniczy w niewyraźnych aferach i ofiar szuka, nie mogąc znaleźć najskromniejszej posady, a rzuciłby to całe wstrętne życie, gdyby mu ktoś zaproponował choć najcięższą pracę. Więc i jemu podał rękę Doriałowicz, u niego znalazł zajęcie?... Dziwny zbieg okoliczności, sama nie wie, czy się cieszyć, czy... Bo i trochę wstyd, spotykać się w podobnych warunkach.
— Cóż Mary taka zamyślona? — przerwał ciszę Doriałowicz, spojrzawszy na swą pupilkę, która z roztargnieniem dłubała w majonezie z homara. — Sądziłem, że atmosfera restauracyjna rozerwie cię trochę.
— Ależ bawię się znakomicie...
— To czemu taka smutna mina? A i pan, szanowny mój sekretarzu, siedzi milczący!
Stanowczo Doriałowicz przybierał dziś ton dobrotliwego papy i sam będąc serdecznie nastrojony, pragnął widzieć dokoła wesołe twarze. Uniósł do góry kieliszek wybornego Martell’a i wyrzekł powoli:
— Za powodzenie naszych zamiarów... Bo każdy