udawałeś hrabiego i siłą wciskałam ci pieniądze, kiedy nie miałeś na obiad...
Po czole Korskiego przebiegł cień smutku. Przykrość sprawiały mu te niezbyt radosne wspomnienia niedalekiej przeszłości.
— Widzisz — począł — nie wtedy jest tragedja, gdy kto zostaje niebieskim ptakiem, bo do uczciwej pracy wziąść mu się nie chce, ale wtedy, kiedy tej pracy szuka, nie znajduje i z rozpaczy ima się podejrzanego zarobku... Może opowiadałem ci już tę historję? Nie? Posłuchaj, dobra historja i wiele ci ona wyjaśni... Otóż dosłownie nie mając grosza w kieszeni, poszedłem do jednego z moich zamożnych przyjaciół. Proszę go — dopomóż do otrzymania jakiejkolwiek posady. On się śmieje. Wiesz co — odpowiada — dziś zdobyć posadę, to tak samo, jakbyś chciał skoczyć na księżyć. W takim razie — mówię — pożycz parę złotych, abym nie umarł z głodu — będę szukał a nuż dokażę tej sztuki i wskoczę na księżyc. On się jeszcze głośniej śmieje, wyjąwszy z portfelu kwity lombardowe — cały rzekomo swój majątek... Pięknie myślę, może w samej rzeczy niema... Błąkam się tedy cały dzień, wreszcie wieczorem zmęczony, zgłodniały zachodzę do cukierni... Tam siedzi panna Lola. Przysiadam się do niej, plotę co ślina na język przyniesie, byle dłużej posiedzieć, byle odpocząć i ogrzać się, bo przecież nawet na suchą bułkę mi nie starczy... Naraz ktoś dotyka mojego ramienia... Za mną stoi ten mój przyjaciel... Z ładną dziewczyną siedzisz — powiada. — A siedzę — ja na to. — To możebyś mnie poznał? — Hm, poznać mogę, ale jeśli usiądziesz, wypadnie ją zaprosić na kolację, a ty wszak masz tylko kwity lombardowe za całą fortunę... Kręci się zażenowany. Nie bąka — wpłynęły mi pieniądze! — Ach, wpłynęły... w takim razie chętnie cię poznam. Pojechaliśmy