Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz ona z kolei zawahała się chwilę. Temat był draźliwy, szczególniej wobec Korskiego... Lecz Korski jedynie mógł zrozumieć jej wątpliwości... Dla tego też powoli, nieśmiało jęła mu opowiadać, jak będąc bufetową u Balasa poznała dyrektora i jak ten skłonił obietnicami świetnego losu i zajęcia się jej przyszłością do porzucenia knajpki. Wreszcie tłómaczyła:
— Widzisz... Jest mi wyłącznie opiekunem... Dziwne ci się to może wydaje... ale zapewniam mówię prawdę...
Korski z niedowierzaniem poruszył ramionami i mruknął coś niewyraźnie.
— Uwierz mi Stachu — zawołała chcąc go ostatecznie przekonać — daję ci najświętsze słowo... Otóż tu zaczyna się zagadka... Rozumiałabym jeszcze, że chce mi być tylko opiekunem, że ma na przyszłość poważniejsze widoki, gdyby... Gdybym wyczuwała, że mu choć nieco na mnie zależy, że nie jestem mu obojętna... Tymczasem chwilami nie tylko mam wrażenie, że zupełnie mu jest obojętna i moja osoba i moja uroda..., ale... że pod pokrywką niby to przyjacielskiej opieki, traktuje mnie z pewnem lekceważeniem... Nigdy z ust jego nie posłyszałam cieplejszego słówka... Nigdy nie był ze mną szczery, ani serdeczny... To też i ja w głowę zachodzę, po co właściwie...
— Dziwne — przerwał Korski — ale przecież on otacza cię takim zbytkiem... To mieszkanie...
— Mieszkanie jest tylko wynajęte od jakiejś aktorki, która wyjechała zagranicę... Wydał na mnie wprawdzie parę tysięcy, ale...

Korski zmarszczył czoło i zastanawiał się przez chwilę. Trudno było orzec czy go bardziej ucieszyła posłyszana wiadomość o istocie stosunku, łączącego Do-

67