— Wypróbować?
— Chciał się przekonać, czy nie zacznę kokietować Welesza, posłyszawszy o jego miljonach...
— Et... Niebardzo mi się wydaje prawdopodobne...
Nerwowo powstała z swego miejsca i szybkiemi krokami przebiegłszy salonik, zbliżyła do okna, gdzie w zniecierpliwieniu poczęła lekko uderzać paluszkami po szybie. A może zarówno Korski jak i ona brali sprawę za gorąco, może opierali się na nieokreślonych podejrzeniach... Choć z drugiej strony...
— Stachu, poradź, co mam robić? — wyrwał się jej szczery okrzyk.
Na to tylko oczekiwał Korski.
— Rzuć Mary wszystko do djabła! — wypalił niespodzianie gwałtownie — rzuć... i wracaj choćby za bufet... Ja również szukam gdzie indziej zajęcia, lada dzień opuszczę Doriałowicza, a skoro tylko stanę na nogi...
— Ach, powrócić za bufet...
Zdanie to wyrwało się jej mimowolnie. Ciężką w rzeczy samej była myśl, iż z tych wspaniałości powrócić wypadnie pod „Czerwonego koguta”. Dopiero po chwili zorjentowała się, iż swym wykrzyknikiem przykrość sprawiła Korskiemu — toć czynił aluzję wcale niedwuznaczną, ale trudno jej było na te ukryte oświadczyny dać natychmiastową odpowiedź. Widząc, że siedzi zaczerwieniony i zmięszany, jęła tłómaczyć:
— Rozumiem, co chciałeś powiedzieć Stachu... i szczerze wdzięczna ci jestem... za twoją... przyjaźń... Dziś nie poruszajmy tego tematu... Dziś jeszcze sama nie wiem, co się ze mną dzieje... ani jakie powezmę postanowienie... Lecz za dni parę...
— Za parę dni... — powtórzył z rozczarowaniem w głosie. Zaległa pełna niedomówień cisza. Ona teraz przebierała rękoma po liściach kwiatów, ustawionych