czas pozostawała w zadumie. Zła była na siebie, iż nie odpowiedziała ciepło i serdecznie Stachowi i że wyrwał się jej ów mimowolny wykrzyknik. Lecz... Korskiego lubiła bardzo, ale czy aż na tyle, by złączyć się z nim, zostać jego żoną i klepać wspólną biedę?.. A może powrócić do „Czerwonego koguta”? Tu wzdrygnęła się cała, bo „Czerwony kogut” łączył się w jej wspomnieniach z zaduchem, zalatującym z kuchni i z zalotami rzeźnika „flaczarza”. Jak łatwo przyzwyczaić się do zbytku a jak trudno się z tym zbytkiem rozstawać...
I choć wszystko mówiło, że zarówno Korskiego jak i jej spostrzeżenia się słuszne, chwytała się jeszcze rozpacznie resztek nadzieji. A nuż się myli, a nuż oczekuje ją świetna przyszłość? Lecz zagłębiając się w analizę swego stosunku do dyrektora, z coraz to większem rozdrażnieniem stwierdzała szereg faktów, nad któremi do dziś nie zastanawiała się dłużej. Cóż dał jej Doriałowicz? Znajduje się w wspaniałem mieszkaniu, z którego lada chwila może zostać usunięta, ociera o wspaniałe meble, nie będące jej własnością... Te parę sukien i tę trochę bielizny? Nie fortuna to i nie wielką uczyniła, jak dotychczas „karjerę”. Toć w woreczku ma najwyżej kilkanaście złotych, bo wszystkie rachunki Doriałowicz regulował osobiście...
— Zgłupiałam — mruknęła — doprawdy zgłupiałam... Nagle ogarnął ją wielki gniew. Zahypnotyzował ją ten Doriałowicz chyba, że znosiła wszystko pokornie. Lecz dalej tak dobrze nie pójdzie... Ona, Mańka, która nigdy nie liczyła się z żadnym mężczyzną, ma mu ustępować, stosować do jego kaprysów, nie widzieć nikogo, nie wiedząc nawet jakie dyrektor ma zamiary, a te zamiary mogą być podejrzane... O nie...
— Już ja się z nim rozmówię...
Z właściwą sobie gwałtowością, postanawiała, nie