Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

odkładać rozprawy na dłużej. Skoro tylko zostaną sam na sam... skoro tylko powrócą od Józki...
Spojrzawszy na zegarek stwierdziła, że dochodzi szósta. O szóstej miał wstąpić dyrektor. Pospiesznie poczęła się ubierać, układając w głowie plan przyszłej rozmowy. Nawet odwiedziny Józki, które w innym wypadku zemocjonowałyby ją bardzo, zeszły jakoś na drugi plan
Punktualnie z uderzeniem godziny szóstej, zabrzmiał dzwonek u wejściowych drzwi i wnet potem w sąsiednim pokoju rozległ się głos Doriałowicza.
— Czyś gotowa, kochanie?
— Już wkładam płaszcz...
— Znakomicie! Oczekujemy cię na dole, w samochodzie... Oczywiście jest pan Hipolit...
Przedrzeźniła Doriałowicza w lustrze. Draźnił ją dziś niewymownie ze swym „kochanie” i „najdroższe dziecko”... Więc i Welesz był na dole, nie zapomniawszy po pijanemu, iż ma im towarzyszyć w wycieczce? Tem lepiej. Zauważy czy nadal Doriałowicz ją będzie zachęcał do „flirtu” z grubasem. Jeśli tak — zadanie mieć będzie ułatwione i rychlej rozwiąże zagadkę....
Szybko zbiegła na dół po schodach.
Z luksusowej limuziny wyjrzała na jej spotkanie spocona, czerwona i uśmiechnięta twarz Welesza. Obok auta stał dostojnie, sztywny, jakby kij połknął Doriałowicz.
— Nasze bóstwo kochane! — krzyczał zdaleka już głośno wesoły Hipcio i wyskoczywszy z samochodu jął obcałowywać jej ręce.
— Dobrze się zaczyna... — pomyślała ucieszona, gdyż podobne zachowanie się Welesza tym razem było jej na rękę — tylko spokojnie obserwujmy dalej...

Zajęła siedzenie wewnątrz samochodu. Obok, z niezwykłą zręcznością jak na takiego grubasa, ulokował

72