chcąc czy nie chcąc musiał je posłyszeć. Lekko drgnął i odwróciwszy się do stolika, jakby nie wiedział całkowicie co się przy nim działo, ani o czem mówiono, zapytał:
— Ja zazdrosny? O kogo?
— O mnie! — powtórzyła.
— Czemuż miałbym być zazdrosny?
— Pan Welesz bardzo natarczywie zaleca się do mnie!
Doriałowicz skrzywił się nieco.
— Drogie dziecko — rzekł — wiem dobrze, że to są żarty... Wiem dobrze, że i ty sama obronić się potrafisz...
— Kto wie... Kobiety są słabe i łatwo ulegają pokusom!
— Sądzę jednak...
— A jeśli ja z kolei pocznę zalecać się do pana Hipcia, skoro szanowny dyrektor nie zwraca na mnie uwagi?
Doriałowicz nie dał na to zapytanie odpowiedzi. Uśmiechnąwszy się lekko, jął napełniać szklaneczki. winem. Natomiast Hipcio, skarcony przed chwilą, przysunął się bliżej a nie domyślając się, że cała rozmowa posiadać może głębsze znaczenie, znowu błaznował:
— O... to... to... Nie było o co się na mnie gniewać! Ta stara mumja nie widzi w naszym flircie nic zdrożnego a pani się obraża... Wciąż twierdzę... nie dla pani on towarzysz i umrze z nim nasza ślicznotka z nudów... Niema jak Hipcio...
Mańka ujęła za stojącą przed nią szklaneczkę — i wnet w niej nie pozostało ani kropli. Poczem pochwyciwszy szklankę Welesza i tę podniosła do ust. Dotychczas powstrzymywała się od picia, wiedząc jak