Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

zaplątał śród aktorów i nie wie co z sobą począć!.. — krótko ucięła...
Odwróciwszy się na pięcie, wpadła do bramy i pobiegła po schodach. Hipcio szeroko roztworzył usta i tak pozostał na ulicy z kapeluszem w ręku. Doriałowicz pospieszył za swoją pupilką.
— Chciałem ci, Mary, uczynić pewną uwagę! — rzekł, kiedy znaleźli się w mieszkaniu.
— Słucham?
Twarz Doriałowicza była obecnie groźna i w niczem nie przypominała twarzy dobrotliwego pana, spozierającego z pobłażaniem na wybryki pupilki w dancingu.
— To chciałem powiedzieć — wycedził przez zęby, — że gdy panienkę zapraszam na kolację wraz z mojemi znajomemi to proszę zachowywać się przyzwoicie i nie wyrabiać awantur...
Oczy Mańki zabłysły, niczem u rozłoszczonej kotki.
— A panienka panu zapowiada, panie Doriałowicz, czort pana wie, kim pan jest... ze ma pana i tych komedji wyżej uszu...
Przywykły dotychczas do uległości Doriałowicz, osłupiał.
— Cóż to ma znaczyć? — zawołał.

— To ma znaczyć — krzyczała coraz bardziej podraźniona — że rozgryzłam pańską grę!... Wówczas zgodziłam się... zostać pańską pupilką... czy nie wiem jak to nazwać... sądząc, że się panu podobam, że panu na mnie zależy... Tymczasem panu tyle na mnie zależy, co ot na tym gałganku — ze złością rzuciła w kąt jedwabną chusteczkę, którą dotychczas w zdenerwowaniu mięła w dłoni. — Owszem, zależy panu, ale w jemu tylko wiadomych celach...

83