Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

zechce pan wyksztusić z siebie odpowiedź na moje poprzednie zapytanie?
Doriałowicz zrozumiał, że dziewczyna nie zdradzi się więcej z niczem... Udzielenie zaś odpowiedzi, o którą tak nalegała, była dlań z wielu względów niemożebne... Cóż mógł on jej właściwie powiedzieć? To też jako dobry polityk wolał załagodzić sytuację i pozostawić sobie czas do namysłu. Zresztą, może...
— Drogie dziecko — rzekł, przybierając znowu ów fałszywie dobroduszny ton, który tak draźnił Mańkę — godzina jest późna, ty mocno podenerwowana... Prawisz, bez sensu... Wolę powrócić kiedyindziej do tej rozmowy...
— A więc nie dał mi pan odpowiedzi! — zawołała żywo. — Spodziewałam się tego! Trudno czasem się przyznać do niewyraźnych sprawek... Do rozmowy zaś tej nie powrócimy nigdy, bo mam nadzieję więcej nie ujrzę już pana...
Gwałtownie zatrzasnęła drzwi sypialni, pozostawiając Doriałowicza samego w saloniku. Chwilę postał, nad czemś rozważał, ruszył ramionami i wyszedł do przedpokoju, gdzie powoli ubrał się w futro.
Gdy otwierał drzwi, nagle z kuchenki bez szelestu wychyliła się głowa służącej.
— Był! — szepnęła cicho, tak, że li tylko Doriałowicz mógł ją posłyszeć.
— Kto?
— Sekretarz?
— A... — mruknął — rozumiem... Więcej?
— Nic!

Cała rozmowa przeprowadzona została szeptem i ktoś ktoby ją zdala obserwował, mógł tylko odnieść wrażenie, że gorliwa służąca wyjrzała, jaki to zapóź-

85