niony gość, kręci się o tej później porze po przedpokoju.
Dorjałowicz wykonał nieokreślony ruch palcami na co służąca skinęła głową, poczem opuścił mieszkanie...
Wesoły pan Hipcio miał już taką naturę, że dopiero poczynał cenić niewiastę, gdy ta niewiasta nie wiele sobie z niego robiła. Ponieważ niezbyt był urodziwy, mimo bogactwa i rzucania pieniędzmi, częste go spotykały zawody i to zawody złośliwe. Bo lekkomyślne warszawskie kobieciątka, naciągnąwszy niemiłosiernie grubasa znikały, albo też zdradzały go z mołdszemi i urodziwszemi lowelasami. Skarżył się wtedy do przyjaciół na tę przewrotność płci pięknej, zwał niewierne: „Nanami w kwadracie”, żalił, że „skoro tylko kupić kobiecie palto karakułowe, to odrazu zwieje” — ale właśnie podobny typ dam, bez wielkich zasad moralnych, pociągał go najwięcej i za niemi uganiał się bez przerwy, jakby pragnąć się przekonać czy pieniędzmi da się przykuć niewierne serduszka na dłużej. Właściwie dokazywał tak pan Hipcio dopiero od lat paru, odziedziczywszy po papie — fabrykancie majątek. Póki żył papa, solidny spolszczony niemiec, który dorobił się majątku z dziesięciu palców — Hipcio musiał pracować lub udawać, że pracuje w ojcowskich zakładach i pieniędzmi nie wolno mu było szastać... O-