Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

dział, że każda z popularnych rewiowych artystek pa ryskich, modnych kokot, ba, nawet początkujących starów filmowych, jego nalaną, czerwoną i pofałdo waną twarz, nazywać będzie piękną i całować będzie jego zaślinione wargi, o ile zapłaci tysiące. To też pła cił i kupował, a w swoich stosunkach z kobietami, bynajmniej nie był skąpy. Lecz płacąc i kupu jąc, mścił się jakby na tych, które zdobywał pie niędzmi i odchodziły od niego przeważnie wściekłe, nazywając go „podłym Grekiem“.
Rzucał im początkowo, bliżej nieokreślone obiet nice wielkiej kariery przy jego boku, a gdy naska kały się i natańczyły, udając wielką miłość dla zaśli nionego grubasa, odprawiał je, oświadczając, że na prawdę za to, co zamierza im ofiarować tak trudzić się nie warto i obdarzał je na pożegnanie hojnym pre zentem, lub pieniężną dość znaczną sumą, ale nie wiel ką w stosunku do jego fortuny, podczas gdy liczyły na trwałą „przyjaźń“, lub setki tysięcy.
Mimo to, różnych kandydatek, pragnących tra fić do serca, a raczej do kieszeni Panopulosa nie bra kło, ale żadna nie potrafiła przykuć go na dłużej.
Był wprawdzie wyjątek. Tamara. Lecz, takich kobiet, jak ona nie wiele rodzi się na świecie. Była równie przebiegła i podstępna, jak on i dorównywała mu sprytem. To też, gdy wspominał o niej, aż za gryzał mięsiste wargi z gniewu. Wszak chciał się z nią żenić i chciał wszystko dla niej poświęcić, on, który dotychczas traktował kobiety, jak podrzędne istoty. Tak się poniżył, klęczał przed nią, żebrał o miłość a ona? Co prawda, odpłacił jej się później, ale czyż to była dostateczna zemsta?
— Jeszcze spotkamy się! — myślał z nienawiś cią. — Śledzę każdy twój krok! A gdy się spotkamy,