Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

że liczyć na to ustępstwo bardzo wiele, pomimo, że posiadała młodego męża. Czyżby to nie był tryumf istotny?
— Cóż, zgadzasz się? — nalegała.
— Hm... — odrzekł, po chwili.. — Czegoż nie zrobiłbym dla ciebie. Wprawdzie lubię naszyjnik...
— A jednak znajdował się już u mnie!
— Dlatego to, ostatecznie mógłbym ci go odstąpić! Tylko...
— Mąż mój wszystko zapłaci gotówką! — zgóry przewidywała jego zastrzeżenie. — Wymień tylko ce nę...
Zastanowił się chwilę.
— Sześćset tysięcy franków — wymówił powoli. — Chyba nie będzie drogo! Tyle da każdy za niego. W rzeczy samej jest wart znacznie więcej. Szacują go na milion. Ale, dla ciebie robię możliwe ustępstwa.
Nie kłamał. Naszyjnik, istotnie oceniano na mil ion, a jeśli Bemer dawał połowę, to tylko dla tego, że jako kupiec pragnął na nim dobrze zarobić. Sto tysię cy nadwyżki, wymienienione przez Panopulosa nie by ły w tym wypadku wielką nadwyżką, i tyleż napraw dę zapłaciłby mu każdy bogaty amerykanin, lub in ny, nie liczący się z groszem amator kosztownej biżu terii.
Ale Tamara, choć nie miała zamiaru zapłacić ani grosza, poczęła się targować dla niepoznaki.
— Och, drogo! Myślałam że ustąpisz mi go za pół miliona...
— Naprawdę, nie mogę...
— Nie bądź uparty...
— Dobrze! — zawołał ze śmiechem. — Niech będzie pięćset pięćdziesiąt tysięcy!
Zaśmiała się również.