Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

Mimowoli zrobiło mu się żal Kuzunowa. Nie miał jednak czasu na dalsze roztkliwianie się nad dolą byłego szefa i współzawodnika ,gdyż posłyszał ich głosy.
— Więc sądzisz — mówił po polsku Kuzunow takim tonem, jakby poruszył jakieś bolesne, a niezwykle ważne zagadnienie — że jej nie zależy tak bardzo na nim?
— Jestem przekonany, kotusik!
— Że znalazła się w matni i może żałuje?
— A toż to wszystko bujda i zawracanie głowy, kotusik...
— W takim razie...
W tejże chwili wyszła z kasyna rozbawiona gru pa Amerykanów i Marlicz nie posłyszał dalszego ciągu rozmowy Zagłuszyły ją głośne wykrzykniki i pis kliwy śmiech Amerykanek, może zadowolonych z wy granej. Napełnili gwarem aleję a Kuzunow z Mongajłłą oddalili się i znikli w mroku nocy.
O, jakżesz żałował, że nie posłyszał dalszego ciągu rozmowy. O kim rozmawiali? Czyżby o Tamarze i o nim?
Cóż znaczyły słowa Mongajłły o „bujdzie i zawracaniu głowy“?
Nic nie rozumiał. Toć prędzej, czy później zetknie się z Mongajłłą i wtedy go wybada. Tylko, że poczyna nabierać przekonania, że ten kresowiec jest znacznie chytrzejszy, niż za jakiego pragnie uchodzić.
Podrażniony wyszedł zza drzew i minął wrzaskli wą grupę Amerykanów, po czym skierował się do ka syna. Przeszedł się przez salę, ale początkowo, ani przy stołach, gdzie odbywała się gra, ani w restauracji nie zauważył Monsley‘a. Dopiero gdy miał już za miar opuścić kasyno, sądząc, że Anglik wyszedł, nie