Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

w lot. W zeszłym roku, przy winie, tu w Nizzy dostał pierwszą nagrodę za strzelanie do gołębi. Ot, co, kotu sik!
Marliczowi mrówki przebiegły wzdłuż pieców, nie dał jednak, nic poznać po sobie.
— A niech sobie strzela — wypalił z brawurą. — To mnie nie przestraszy!
— Takiś odważny? — kresowiec wydawał się mi le zaskoczony oświadczeniem Marlicza. — No, no, ko tusik i w tobie odzywa się dobra krew! Że strzela dobrze, to jeszcze nie powiedziane, żeby ciebie trafił. Więc, chcesz się pojedynkować? Jak pojedynek, to pojedynek cofać się nie można, choć teraz wszyscy śmieją się z pojedynków. I o drugiego pewnie, se kundanta ci chodzi? Zaraz, wynajdziemy drugiego...
— O to właśnie chciałem pana prosić! — zawo łał, ucieszony, że odpada ostatnia trudność. — Kogo pan tu zna takiego!
Mongajłło klasnął w dłonie.
— Ot, kotusik, nawet w tym hotelu mieszka je den mój znajomy, Polak.. Major rezerwy i obywatel ziemski. Major kawalerii, Brucz się nazywa, kotusik! On lubi takie rzeczy i napewno się zgodzi. Zaraz zate lefonujemy do niego!
Podszedł do aparatu, służącego do wewnętrznych połączeń i nakręcił numer. Wnet odezwał się głos ma jora Brucza, który na szczęście nie udał się jeszcze na ranną przechadzkę i znajdował się w domu. Kiedy posłyszał, o co chodzi, zainteresował się bardzo całą sprawą i oświadczył, że wnet przybędzie do pokoju Mongajłły. Potrwa to krótko, gdyż zejdzie tylko z czwartego piętra na drugie.
Jerzy postanowił wykorzystać tę chwilę, gdy je szcze znajdował się sam na sam z kresowcem i zadał