Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

list, napisany maszynowym pismem na firmowym pa pierze. W miarę czytania bladła. Wreszcie oczy jej rozszerzyły się z przerażenia i wykrzyknęła zmienio nym głosem.
— Jakieś łajdactwo!
Jerzy zerwał się ze swego miejsca.
— Co się stało?
— Czytaj!
Pochwycił pismo do ręki.
„Szanowna Pani Hrabino! — brzmiało ono — Nie chcę podejrzewać pani o świadomą chęć wprowadzenia mnie w błąd, ale ktoś musiał zadrwić z Niej, albo ją oszukać gdyż naszyjnik jest sfałszowany i w żadnym razie nie pochodzi z wiadomego zród ła. Pozostawiona mi kolia stanowi imitację, co prawda doskonałą, ale tylko imitację, nie przedstawiającą dla mnie żadnej wartości. Wobec tego zrezygnować muszę rzecz prosta z całej tranzakcji, ale z całym naciskiem zmuszony jestem prosić o zwrot zadatku, wy sokości trzydziestu tysięcy franków przy jednoczesnym odbiorze imitacji naszyjnika. Gdyby to nie nastąpiło w przeciągu dwudziestu czterech godzin z prawdziwym żalem będę zmuszony do podjęcia kroków, które nie wiem, czy będą zbyt miłe dla poni Hrabiny. Z poważaniem — Bemer“.
Jerzemu ze ździwienia wypadł list z ręki.
— Imitacja?
— Ależ to najzwyklejsze oszustwo! — wołała tymczasem z pasją Tamara — Na swoje nieszczęście pozostawiłam mu naszyjnik, musiał domyślić się okoliczności, w jakich weszłam w jego posiadanie, umyślnie zwlókł wypłatę pieniędzy do dzisiaj, żeby zrobić w ciągu nocy imitację i teraz we mnie wma-