Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

niczki na balkonie... i zdaje się niczego więcej. Wobec tego, nie zdziwi się Pani, że ze zwykłą sobie ostro nością, wolałem, gdy Pani tak nastawała na obejrzepokazać Jej imitację, zamiast prawdziwe-niu kolii, go naszyjnika... Imitacja ta jest doskonała i pochodzi z wiadomego Pani źródła, gdyż o ile nie mylę się, korzystała Pani również z usług bardzo zdolnego człowieka, niejakiego pana Garnier który ma tylko tę wadę, że zbyt lubi pieniądze i za odpowiednią sumę, czasem zdradza cudze sekrety...
— Ach! — zawołał, gdyż raptem wszystko stało się dlań jasne, poczym czytał dalej:
„Chociaż wszystkie imitacje wychodzące z rąk monsieur Garnier‘a są jednakowe i jednakową posiadają wartość, mam wrażenie, że więcej podobała się Pani moja, niż będąca w Jej posiadaniu. Nie roszczę o to żadnej pretensji i bardzo mi miło zrobić Pani przyjemność tak drobną przysługą. Szczególniej, że nic na tym nie tracę. Chcąc tylko zaoszczędzić Jej zbytecznych rozmów z Bemerem, śpieszę donieść o tym fakcie.
Naprawdę, przykro mi, że nie będę miał szczęścia gościć Państwa u siebie raz jeszcze w najbliższej przyszłości i spędzić wieczoru w Jej towarzystwie i czarującego małżonka, jakim jest hrabia Marlicz. Niestety, interesy smuszają mnie do dłuższego wyjaz du na Wschód i nie mam pojęcia, jak długo tam zabawię. Wyjeżdżam dzisiaj rano i ten list otrzyma Droga Pani, zapewne po moim wyjeździe.
Łączę najserdeczniejsze pozdrowienia dla Niej i Małżonka. — Szczerze oddany Konstantyn Panopulos“.
Jerzy pobiegł z listem do sypialni, gdzie siedziała Tamara.