Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

nazwisko pana, który jest szczęśliwym małżonkiem pięknej hrabiny Marliczowej!
Tak! Tamara zwracała powszechną uwagę. Mu siała spotkać go z nią w kasynie, lub na promenadzie i tam dowiedziała się nazwiska. Nie było w tym nic tak dalece niezwykłego, tym bardziej, gdy chodzi ło o rodaczkę. Ale...
— Bardzo mi miło — odrzekł, siląc się na uprzej mą minę, która nie przyszła mu łatwo, wobec stanu, w jakim się znajdował — że pani zwróciła na mnie uwagę! Ale czy mógłbym dowiedzieć się z kolei, z kim mam zaszczyt rozmawiać? Żebym wiedział — wysilił się na żart — komu zawdzięczam ocalenie przed śmiercią pod samochodem.
— Och! — spojrzała nań dziwnie. — Moje nazwi sko nic panu nie powie i wolę go nie wymieniać. O ile zaś chodzi o ocalenie pana życia, to po raz drugi uszedł pan dziś śmierci.
— Nie rozumiem?
— Samochód teraz, a rano pojedynek!
Drgnął.
— Skąd pani wie to wszystko? Czyżby wiadomość o moim pojedynku już rozeszła się po Nizzy?
— Wątpię!
— W takim razie?
— Wiem nie tylko to! Wiem o panu znacznie więcej!
— Mianowicie?
— Że należy unikać kobiet, niosących zgubę!
— Co to znaczy?
— To, co pan słyszy!
Był teraz zaciekawiony do najwyższego stopnia, ale jednocześnie zniecierpliwiony.