Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

którym prócz niego znajdował się tylko drugi urzędnik, przy oknie ustawiono stół i że zajmuje przy nim miejsce jakaś młoda osóbka.
Siedziała odwrócona do niego plecami i w pierwszej chwili nie dojrzał jej twarzy.
— Hm... — pomyślał. — Szef przyjął nową korespondentkę! Ciekawe, że nic o tym nie wspominał!
Chcąc zachować formy towarzyskiej uprzejmości, zbliżył się do nowej koleżanki, aby jej się przedstawić. Raptem, odwróciła głowę a wtedy szeroko wy trzeszczył oczy ze zdziwienia.
Przed nim siedziała nieznajoma z Nizzy, ta sama, którą napotkał, wychodząc od Monsley‘a.
Cemuż pan tak gapi się na mnie? — roześmia ła się, widząc jego niezbyt mądrą minę. — Wspomniałam panu wtedy, że świat jest mały i spotkamy się jeszcze.
— No tak, ale tu, w biurze?
— Dziwi pana, że pracuję w tym biurze i mogę sobie pozwalać na kosztowne zagraniczne wycieczki? Czasami i takie rzeczy bywają możliwe. Pozwoli pan, że przedstawię się panu. Jestem Stella Jedlicka!
— Panna Jedlicka?
— No, tak! Córka pańskiego szefa, właściciela tego biura. Nie lubię siedzieć bezczynnie, więc pracuję u ojca...
Jerzemu rozjaśniło się w głowie.
— Ach, więc jest pani skuzynowana z Mongajłłą! Widywała go pani w Nizzy i stąd posiada pani o mnie wszystkie szczegóły...
— Być może! Teraz przyznam się panu w pokorze ducha, że nie jestem jasnowidzącą.
— Czemuż panią tak zainteresowała moja osoba? — wreszcie rzucił.