Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

Krew Stelli wymazała całkowcie z serca Jerzego wspomnienie Tamary.
Stellę, która znajdowała się w lecznicy odwiedzał codziennie i przy jej łożu spędzał długie godziny. Sam sobie się dziwił, że mógł ją nawet porównywać z Tamarą. Czuł, że w jego duszy budzi się coś czy stego, pięknego, wspaniałego i że odradza się całkowi cie. Że ogarnia go potężnym płomieniem uczucie dla Stelli, oparte nie na zmysłach, a na tym co człowiek ma w sercu najszlachetniejszego.
A gdy wspominał, że cierpiała przez niego, palą cy wstyd, złączony z bólem aż ściskał go za gardło.
— Najdroższa! — szeptał, nachylając się nad łóżkiem. — Poświęciłaś się dla mnie i cierpisz przeze mnie!
Wtedy, na jej wargach pojawił się usmiech, pe łen szczęścia.
— Głupstwo! — szeptała. — Niezadługo powró cę do zdrowia! Ale, najważniejsze, żeś ty zupełnie wyleczony!

KONIEC