Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

głosem, jakby unikając jego wzroku, po czym wnet dodała. — Czy nikt nie posłyszał wystrzału?
Chwilę nadsłuchiwali. Ale huk browninga widocz nie nie dotarł do słuchu lokatorów, gdyż żaden z nich nie wyjrzał na klatkę schodową.
— Niech pan wejdzie do środka! — pociągnęła go za rękę, a gdy znalazł się w pokoju, zamknęła drzwi za nim.
Gdy wszedł, cofnął się mimowoli. Tuż koło sto łu leżał wyciągnięty na wznak Drangiel, z jakimś wy razem zastygłego przerażenia w oczach, a ze środka czoła, wąską strugą sączyła się krew. Ręce miał sze roko rozrzucone, a w jednej z nich trzymał browning, ale jakoś nienaturalnie, jakgdyby ta broń w ostatniej chwili została mu wciśnięta do dłoni.
Tak przynajmniej wydało się Marliczowi. Tłumiąc mimowolną odrazę zbliżył się i pochylił nad le żącym, przekonał się, że Drangiel bezwzględnie już zakończył życie.
— Zastrzelił się? — wybąkał, przejęty tym stra sznym widokiem — Przecież... poprzednio nie zdra dzał samobójczych zamiarów?
— A jednak... — odrzekła cicho i znów unika ła jego wzroku — strzelił do siebie tak niespodzie wanie, że nie zdążyłam temu przeszkodzić.. Był pi jany do nieprzytomności... Napad białej gorączki... Przeczuwałam, że w podobnym stanie, kiedyś ze so bą skończy... Kiedy mu oświadczyłam, że nie powró cę do niego błyskawicznie wyciągnął brownnig i...
— Dziwne! — szepnął, odsuwając od siebie stra szne przypuszczenie, iż Tamara sama zastrzeliła mę ża, a później upozorowała samobójstwo — Dziwne! — a w myślach mu przebiegło — Wszak to podob no, kobieta, która niesie śmierć...