Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko pomiędzy nami skończone, pani baronowo Drangiel!
— Janie! Potworny zbieg okoliczności... Sobowtór!.. Niecna intryga — nerwowo wyrzucała z siebie, jeszcze usiłując go zatrzymać.
Lekko odsunął jej rękę.
— Naprawdę szkoda pani ładnych słówek... i nie moja to wina, że tak pięknie uknuta intryga spaliła na panewce, do której wciągnęła pani nawet mego urzędnika. Wstyd! Co znów pana się tyczy — zwró cił się do Marlicza, który z nisko opuszczoną głową, nie śmiąc spojrzeć w oczy dyrektorowi, stał na chod niku — to sądzę, że nie posunie pan swej bezczelności do tego stopnia, aby jutro zjawić się w banku. Mogłoby tam pana spotkać niemiłe przyjęcie. A teraz — dowidzenia... Wiele szczęścia życzę zakochanej pa rze!
Kuzunow znikł w samochodzie, który natychmiast ruszył z miejsca.
Chwilę popatrzyli na siebie w milczeniu.
— To wszystko przez ciebie — raptem Tamara skupiła cały swój gniew na Jerzym. — Coś ty za głupstwa naplótł temu staremu idiocie? Jeszcze, nie rozumiem! Pocoś mu mówił, że jestem twoją narze czoną?
— Nieszczęście chciało, — począł tłumaczyć — że natknąłem się na niego, wychodząc z numeru. Nie mo głem postąpić inaczej...
— Co teraz pocznę? — błysk rozpaczy przemknął w jej oczach. — Tyle zachodów straconych napróżno! — może myślała o śmierci Drangla. — Z czego będę żyła? Powtarzam, wszystko przez twoją głupotę...
— Toć i ja zostałem na bruku! — odparł, mys-