po raz pierwszy od czasu ich znajomości. — Skąd, ty? — W jaki sposób? —
— Wymieniło to nazwisko przed chwilą dwóch młodych ludzi, dodając do tego komentarz niezbyt po chlebny pod twoim adresem.
— Łajdaki! — syknęła, nie zapytując nawet, jakiej treści był ten komentarz.
— Byłbym ich spoliczkował, ale nie miałem pew ności, że o ciebie chodzi, wnosząc jednak z twego zmie szania...
— Lepiej — przerwała — żeś nie wywołał skan dalu!
— Kimże jest ten Panopulos?
— Zaraz...
Może Marlicz dowiedziałby się ostatecznie, kim jest ów tajemniczy Panopulos, gdyby w tejże chwili od barwnego tłumu, spacerującego po promenadzie, nie oddzielił się wykwintny pan, którego zbliżenie przerwało ich podnieconą rozmowę.
— Mój znajomy! — szepnęła. — Milcz! Później ci wszystko wyjaśnię.
Tym, który podszedł do Tamary, był mężczyzna w sile wieku, już szpakowaty, ubrany spokojnie, ale niezwykle wytwornie. W lewym oku, wygolonej twa rzy, o typowo angielskich, arystokratycznych rysach, połyskiwał monokl w złotej oprawie, a kosztowna perła zdobiła czarny krawat.
— Cieszę się, że widzę panią baronową! — skło nił się, całując jej rękę — Przybyła pani na długo?
— Oh! — rzekła. — Nie wiem! W moim życiu za szły duże zmiany. Pozwoli pan, że go poznam z moim mężem — wskazała na Marlicza, po czym przedstawiła: — Sir Artur Monsley, — mój mąż, hrabia Marlicz.
Anglik drgnął i z pewnym zdziwieniem popatrzył
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.