czy też bardzo sprytną — wprost oświadczyła: albo wszystko, albo nic. Albo król rozwiedzie się z Katarzyną Aragońską i poślubi ją, albo prosi, by nie niepokoił jej więcej i nie narażał na szwank dziewiczej opinji.
Znaną jest rzeczą, jak dalece przeszkody na miłosnej drodze rozogniają. Posiąść Annę Boleyn i za jednym zamachem pozbyć się oschłej nudnej małżonki, to projekt cudowny, arcyprzedni! Nie namyślając się chwili, ze zwykłą porywczością, król wszczyna kroki rozwodowe. Lecz tu napotyka spiętrzone przeszkody. Przeciw rozwodowi są wszyscy. Papież, królowa, większość magnatów... wreszcie narzeczony. Z narzeczonym Henryk miał najmniej kłopotu i załatwił się z nim szybko: kazał mu poślubić, ale to natychmiast, Marję Talbot, co też lord Percy posłusznie uczynił. Pozostawał papież i królowa — z temi sprawa trudniejsza! Lecz na co istnieją prawnicze wykręty? Poczyna się twierdzić, iż pragnąłby mieć męskie potomstwo, zaś ze związku z Katarzyną Aragońską ma tylko córkę chorowitą i wątłą. A gdy i ten powód nie wystarcza, przypomina sobie nagle różne religijne skrupuły. Nie próżno jest teologiem!
Jasno, jak na dłoni, wyłuszcza, iż uważa za wielkie kazirodztwo swój ślub z żoną zmarłe-