politycznych. Biedna księżniczka, dobrze świadoma losu poprzedniczek, nieszczęśliwa i drżąca, jedzie do Anglji, prawie pod przymusem, popłakując, iż z życiem z afery małżeńskiej nie ujdzie.
Rozogniony król pospieszył na jej spotkanie do Douvru i wyczekiwał piękności z bijącem sercem. Dobrze mu się musiała wydłużyć twarz, gdy ujrzał małą, wątłą i zbiedzoną kobiecinkę z wytrzeszczonemi z przerażenia oczami. Nie mógł nic dać poznać po sobie, lecz święcie poprzysiągł w duchu, skoro tylko go złapie, uciąć głowę Holbeinowi — ten jednak zdążył dobrze się schować, pośmiewając się w kułak z rozczarowania starego adonisa.
Król kategorycznie oświadczył, iż nie myśli się żenić. Ale wtedy jego zausznik Thomas Cranmer jął przedkładać, iż odesłanie Anny de Cleves, ot tak bez niczego, do domu, naraziłoby na międzynarodowe powikłania, ba, może na wojnę z niemieckiemi państwami. Nolens volens, Henryk, wściekły, wziął ślub.
Jakiem było pożycie — odgadnąć łatwo. Anna była królową, lecz nikt nie zwracał na nią uwagi. Pozwalano jej istnieć. Nieszczęśliwa błąkała się samotnie po ogromnych komnatach królewskiego pałacu, wzdychając za swą niemiecką ojczyzną. I tu niewiadomo, jaki nor-