się miała pod przybranem nazwiskiem Marion Delorme.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Jak chce dalej legenda Marja-Anna wychowanie otrzymała pańskie. Papa, zgodnie z zapowiedzią, porzucił może pożyteczne, lecz niezbyt miłe zajęcie i nabywszy posiadłość ziemską, przedzierzgnął się w dziedzica i obywatela o wielce arystokratycznych fumach i przyzwyczajeniach. W bawialnym pokoju zawisł szereg portretów mitycznych przodków, jak złośliwi twierdzili nabytych poprzednio gdzieś na licytacji, starano się nawiązać, zresztą bez większego powodzenia, stosunki ze sferami wyższemi, pogardzając mieszczaństwem i plebsem, o komornikach odzywano się, jako o czemś pośredniem pomiędzy hyclem a katem. Specjalnie dla małej Marji-Anny nie było nic zbyt wykwintnego ani drogiego. Szczególniej po śmierci matni, która umarła, gdy dziecko miało lat pięć, ojciec jął ją stroić niby księżniczkę a dobierać najlepszych wychowawców i nauczycieli.
— Zełgałeś, kumie Janie! — czasem myślał — nie sprawdzi się twa zła wróżba! Moja Marionka wyjdzie zamąż za szlachcica... będzie jasną panią... może markizą...