miała zbyt mało siły, zbyt ciężko było utracić Jacka na zawsze!
Więc?
Jak zwykle w takich razach do ostatecznego zerwania przyczynił się przypadek.
Dnia pewnego służący melduje, iż przybył w odwiedziny jakiś nieznany młodzian i koniecznie nastaje, by zostać przyjętym, bo zna pannę Delorme jeszcze z czasów dawniejszych i pragnie w sprawie niecierpiącej zwłoki porozumieć. Zaintrygowana poleca wprowadzić nieoczekiwanego gościa i dziwi się jeszcze bardziej, gdy przed nią staje jej były maitre muzyki imć pan Hiacynt Lemudrie, ten co swego czasu odegrał rolę cnotliwego Józefa.
— Pan?... — szepce zażenowana, bo jak różną jest jej dzisiejsza pozycja od dawniejszej, pozycja kochanki bogatego bałamuta.
— Tak... — odpowiada, czerwieniąc się również Hiacynt — po długich trudach odszukałem, bo może na co przydać się mogę...
Ona wciąż patrzy nań i w milczeniu wskazuje, by zajął miejsce. Tyle, tyle wspomnień, miłych, przykrych, tragicznych, toć ta śmierć ojca...
— Marionko! — mówi powoli młodzian — pozwól, że jeszcze cię tak nazwę... Umyślnie przybyłem, chcę uratować... Rzuć jego... Des Barreaux... rzuć ten cały blichtr i blask, który