niewiadomo; różnie różni historycy o tym fakcie piszą i fakt komentują, dość, że szeptano sobie o nim na ucho, że cieszy się względami najdostojniejszej pani i że z tej to przyczyny na inne niewiasty nie zwraca, dumny z powodzenia, najmniejszej uwagi. Kardynał Richelieu podkochiwał się również w monarchini, a stale odtrącany z pogardą, traktowany ozięble, wściekał się teraz, gdy go dobiegły wersje o powodzeniu zamorskiego gościa i gdyby tylko mógł, byłby anglika najspokojniej utopił, albo głowę uciął z prawdziwą rozkoszą.
Ale zachowanie dumnego pana drażniło i drugą osobę... Marion Delorme. Czemu nie zwrócił jeszcze na nią uwagi, czyż nie jest od królowej piękniejszą? Czyż wogóle może istnieć mężczyzna, któryby przeszedł obok niej obojętnie, nie uległ czarowi jej wdzięków? Nie! To niemożebne! Ona rzuci rozbałamuconego panka do swych stóp, zmusi go, by dla niej szalał.
Przedewszystkiem należało się pokazać brytańskiemu lwu, należało w ten czy w inny sposób z nim się spotkać. Lecz od czegóż słynne „Cours la Reine“, miejsce przechadzek wytwornego świata! Istotnie poczyna Marion dopóty manewrować, dopóki nie napotyka się na Buckinghama... i wszystkie przewidywania sprawdzają się do najdrobniejszych szczegółów. Angielski książę staje zdumiony pięknem zjawis-