wzbraniała się przyjąć choćby chwilową, kilkugodzinną pomoc.
— Nie, Henryku! — mówiła — gdybym cokolwiek przyjęła od ciebie, miałabym wrażenie, żeś mnie kupił! Nie! Po stokroć nie Taką moja natura iż wierz mi, czułabym się poniżoną, nieszczęśliwą... Nie nalegaj i nigdy do moich spraw finansowych się nie wtrącaj...
Wielki koniuszy dosłownie mieszkał u panny Delorme i poza nią świata nie widział. Podobne postępowanie, rzecz oczywista, wywołać musiało niebywały skandal w towarzyskich sferach. Głośno oburzały się markizy, zazdrosne, iż zabrano im wytwornego kawalera, nie mniej głośno plotkowali, urodzeni plotkarze mężczyźni, ci w pierwszym rzędzie, co dzięki nowej miłostce, przez Marion nieubłaganie z raju wypędzeni zostali. Mówiono i uporczywie obnoszono wersję, że „Sin-mar“, w swem zaślepieniu, wziął ślub potajemnie z kurtyzaną! Przecież to okropne! On, potomek jednego z najarystokratyczniejszych rodów Francji z taką heterą! Nie, podobna sytuacja nadal trwać nie może, należy ocalić go, choćby wbrew własnej woli, wyrwać ze zdradzieckich objęć syreny, w tą sprawę winien się wdać osobiście król!
Ludwik XIII zawezwał markiza Henryka.
— Mój ty, „Sin-mar“ — odezwał się doń, cedząc słowa powoli i nie patrząc mu w oczy —