posłyszał słowa wymierzone przeciw znienawidzonemu opiekunowi — nie mów tak... a poza tem urządzaj się, jak chcesz... byle bez rozgłosu!
— Rozkaz, sire!
Rozmowa powyższa była wielce brzemienna w skutki i wielce się odbiła zarówno na losach „Sin-mar’a“, jak i losach biednej Marion Delorme. Chwilę zaczekajmy.
Istotnie, po rozmowie z królem, markiz zmienił postępowanie zasadniczo. Krył się, jakby ze swym stosunkiem z ukochaną, odwiedzał ją jedynie potajemnie, w mrokach nocy, zakradając się do pałacyku.
— Rozbito nasze szczęście! — wołała zrozpaczona Marion — wstydzisz się mnie! Niezadługo całkiem cię utracę!
Uśmiechał się, nic nie odpowiadał.
— Henryku! — błagała — jeśli istotnie mnie kochasz, jak ja cię kocham, porzućmy Paryż, uciekajmy! Wyjedźmy do Anglji, tam prześladowania ustaną, będę ci najwierniejszą niewolnicą...
— Jeszcze nie pora! — zagadkowo odpowiadał.
— Nic nie rozumiem! Coś kryjesz przede mną! Boże! jakam nieszczęśliwa...
— Miej do mnie zaufanie i nie przejmuj się zbytnio!