Siedziała skruszona grzesznica przy oknie, śród róż, gdy nagle zabrzmiał głos:
— Czy nie wstyd, by podobny cud natury był ukryty śród kwiatów!
Podniosła oczy. Przed nią stał młodzieniec, może nie wielkiej urody, lecz imponującej postaci. Coś władczego i pewnego siebie przebijało w nim, to „coś“, co tak łatwo uwodzi kobiety.
Teodora nie opuściła wzroku. On począł mówić, jak pokochał ją od pierwszego wejrzenia, jak pragnie widywać się często, choćby codzień...
Teodora nie opuściła wzroku, jakby pytając kto jest ten, co tak śmiele przemawia. Oczywiście przeszłości nie znał, mówił z szacunkiem.
Młodzieniec opowiadał, iż jest biednym rycerzem, przybyłym do stolicy świata szukać karjery. Teraz pragnie podwójnie ją zdobyć aby... aby... posiąść taką towarzyszkę na życie całe...
Rozpoczęła się sielanka. Przy blasku księżyca, w dni parę, zamieniono wieczyste przysięgi. Włożył jej na palec skromny żelazny pierścień, na jaki stać było biednego rycerza. Teodora nie mogła mu dać nic wzamian prócz swych ust. Lecz może ofiarowała mu bardzo wiele, bo dała swą miłość. Ona, która dotychczas znała tylko zmysły, poczuła, iż poza ciałem