Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.
—   97   —

winnych dziewicach i niewinnych młodzieńcach! A jam grzeszny, bardzo grzeszny... Cała moja krew przepojona grzechem i nieczystością...
Ale i ta uwaga, na którą wiele liczył Górka, nie zreflektowała warjata.
— Nie szkodzi... Spróbujemy... — znów mruknął i przystanął tuż koło niego.
Zimne ostrze noża dotknęły szyi Górki.
— Zbóju! — zawołał teraz z gniewem, gdyż porwała go pasja. — Mnie, wojewodzica Górkę, potomka znakomitego rodu, chcesz zarznąć, jak barana! Ach, ty psiakrew...
Ani perswazja, ani gniew nie podziałały na szaleńca. Drżącą i słabą ręką szukał miejsca, gdzieby najpewniej uderzyć. A z jego ust padały słowa.
— Wielkiegoś dostąpił honoru, dla nauki zginiesz.
— Psie podły! Skurczybyku! — ryczał daremnie Górka nie mogąc usunąć głowy. — Na szubienicy zawiśniesz!
Już nóż wpijał się w jego gardło, gdy wtem stała się rzecz nieoczekiwana. Nagle, z głębi ciemnego korytarza wypadła jakaś postać, pędem przebiegła przez podziemną salkę i wpadła za kraty. Jeszcze chwila, a zabrzmiało potężne uderzenie twardym przedmiotem w łysą czaskę astrologa i ten zwalił się u stóp Górki, wypuszczając sztylet z ręki.
— Mojego będziesz, zbóju, męczył wojewodzica! — rozległ się głos Jaśka — Masz... masz...
— Jaśko! — krzyknął Górka — poznając swego wybawcę — Ocalałeś? Tu przybiegłeś?
Śród niebezpieczeństw, które na niegi wciąż czyhały, prawie zapomniał o chłopaku, a jeśli nawet o nim wspo-