szał się nieco — chodzi mi nietylko o pannę Ilonę, ale i Maryjkę. Cóż jednak poczniemy? Siedzą one, w tych pierwszych, ogólnych lochach, niby na pokaz dla szwabskiego grafa! Pilnują je uzbrojeni liczni hajducy, snać w obawie, by przed grafem z czem się nie wygadały. Nie da się ich odbić bez bitwy... Ja ledwo mam z sobą czekan, a wam zabrano pałasz...
— Psia mać! — zaklął szpetnie Górka. — Zabrali karabelę takie syny... Tedy...
— Nie pomoglibyśmy uwięzionym, a sami narazili wielce. Tymczasem nic im nie grozi! Przy Niemcu hrabina nie ośmieli się zarządzić kaźni... Do jutra włos Ilonie i Maryjce z głowy nie spadnie, bo ze słów służby wyrozumiałem, że graf odjeżdża dopiero zrana... Przed sobą mamy całą noc... Wyjdziemy podziemnym korytarzem, którym tu przybyłem i pośpieszymy do najbliższej siedziby ludzkiej po pomoc...
Wojewodzic, który z uwagą słuchał słów Jaśka, skinął głową.
— Racja! — rzekł — Słusznie radzisz! Broni nie mamy, dziewczyn nie odbijemy a do jutra nic im się nie stanie. Pędźmy do najbliższej siedziby ludzkiej, do sąsiedniego jakiego zamku... Toć tam, gdy powiem im kim jestem, uwierzą mi chyba, a nie postąpią ze mną, jak ten podły Niemiec ze mną postąpił. O, chciałbym się jeszcze spotkać z tym grafem...
Chciał jeszcze coś dodać, lecz Jaśko już ciągnął go za rękaw.
— Chodźmy, chodźmy, wojewodzicu — naglił — długa czeka nas droga... A tu, nie daj Boże, jeszcze kogo jtszcze czart przyniesie...
Wybiegli z podziemnej salki, zagłębiając się w mro-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —