— Różne, w rzeczy samej, mości książę — odrzekł wojewodzic — spotkały mnie po drodze przygody i ledwie udało mi się ujść z życiem...
— Tedy, prędzej opowiadaj! Wszyscy je radzi wysłuchamy i jeśli należy ukarać zuchwalca, który z tobą niegodnie się obszedł, to...
— Mości książę! — przerwał Górka, nie chcąc ze względu na pokrewieństwo Gabora z Elżbietą powarzać niektórych okropnych zarzutów, wobec zebranych. — Wolałbym na osobności...
— Moich przyjaciół się krępujesz? — zdziwił się Gabor. — Dla nich nie mam sekretów? O cóż takiego rzecz idzie?
— Doprawdy...
Gabor pojął, że wojewodzic istotnie pragnie mu wyłuszczyć jakąś sprawę, mającą być tajemnicą dla wszystkich.
— Mów, po polsku! — rzucił.
Magnaci madziarscy nie rozumieli polskiego języka i dotychczas, oczywiście, rozmawiano wyłącznie po węgiersku. Ale, Gabor, jak już nadmieniliśmy, wychowany w Polsce, niczem rodowity sarmata, władał naszą mową. Nie darmo szczycił się indygenatem szlacheckim, który mu nadano i nie darmo marzył o zajęciu polskiego tronu. Toć, w roku zeszłym, w czasie rokoszu Zebrzydowskiego, prawie jawnie paktował w tej sprawie z Herburtem, a choć wszystko spełzło na niczem, jeszcze nie tracił nadziei.
— Po polsku, gadaj! — rzekł z pewnem niezadowoleniem, gdyż podobna rozmowa była niejakim dowodem nieufności dla zgromadzonych w izbie. — Gadaj po polsku, jeśli pragniesz, aby nie pojęli.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
— 114 —