Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
—   115   —

Wojewodzic jął pośpiesznie powtarzać swoje przygody. Opowiadał, jak szukając księcia, o którym wiedział, że powinien się znajdować w tych okolicach, zbłądził i przypadkowo trafił do Czeithy. Jak początkowo uprzejmie go przyjęła hrabina i jak pierwsze podejrzenia powziął, dzięki Jaśkowi, Później mówił o tem, jak znalazł się w podziemiach i napotkał tam uwięzioną Ilonę. Dalej, zniżywszy głos, wyznał o straszliwych zbrodniach, popełnianych przez hrabinę, przy pomocy garbusa, o tajemnicy jej wiecznej młodości i o mistrzu Atrefiusie...
W miarę opowiadania, twarz Gabora, który wciąż stał obok Górki, zasępiała się coraz więcej. Znikł z niej poprzedni, dobroduszny i łagodny wyraz, a wielka zmarszczka zarysowała się na czole.
Raptem pochwycił wojewodzica za kontusz, przy piersi i potrząsnąwszy nim silnie, ryknął;
— Łżesz!
Górka blady, aż zatoczył się do tyłu. Więc i Gabor mu nie wierzył. Miałaż powtórzyć się ta sama scena, co z grafem Hermansthalem w Czeithe?
— Łżesz! — powtórzył książę czerwony i trzęsący się z gniewu. — Gdybym cię nie znał zdawna, ubiłbym cię na miejscu, za podobne oskarżenie!
Wojewodzicowi wszystko mieszało się w głowie. Bełkotał jakieś słowa bez związku.
— Czy wiecie, co mi ten rzekł? — zwrócił się Gabor do obecnych, tym razem po węgiersku. — Rzucał na moją kuzynkę tak potworne kalumje, iż postępować tak może, jeno szaleniec... Choć Elżbieta Batorówna, obecnie hrabina Nadasdy, jest daleką moją krewniaczką, nie widuję jej wcale, a nawet prawdę powiedzieć,