Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.
—   117   —

wyjechał na Węgry, a zamek zdobyli i rozgrabili turcy. Uciekając, porwana została przez hrabinę Nadasdy i teraz jęczy w lochach, a wierny jej sługa Iwan, chcąc ją ocalić, zginął... Jeśli, w czas nie pospieszymy i ona życie postrada...
— Ilona... Ilona... — jęknął ów młodzieniec i stał się blady, jak płótno. — Czy wiesz, kim jam jest? Jej bratem... Tym, który będąc stronnikiem księcia Gabora, udał się do niego na Węgry... Biada mi! Biada! Zamek rozgrabiony, Ilona podstępnie osadzona w lochu, a Iwan nie żyje...
Zasłonił twarz rękami, a z piersi jego wyrwał się bolesny szloch.
— A tyś mi bratem! — zawołał nagle, odrywając dłonie od wykrzywionego cierpieniem oblicza i ściskając z mocą dłoń Górki. — Za to, że nie znając jej wcale, chciałeś ją ocalić! Mości książę — zwrócił się raptownie do Gabora. — Ten rycerz nie kłamie, musicie ją ratować! A jeśli nie zechcecie, to my z nim we dwójkę ruszymy do szturmu na przeklęte zamczysko...
— Tak... tak... — ozwały się głosy.
Szlachta węgierska z usposobienia wielce podobna była do polskiej, nie umiała udawać i odznaczała się gwałtownością w swych porywach. Rycerska do gruntu, posiekałaby na kawałki tego, kto rzucał na niewinną kobietę kalumję. Lecz, jeśli kobieta ta, okazywała się zbrodniarką, jeśli więziła bezprawnie w podziemiach, dla jakichś ohydnych celów, pannę ze szlachetkiego rodu Feroczych, jaki tu powszechnie był znany — rzekomy oszczerca, który z narażeniem własnego życia, stanął w obronie nieszczęśliwej, wyrastał na boha-