wać wobec najbliższych nawet mu ludzi, zbrodnie choćby dalekiej krewnej. Rozumiał, że książę doznaje takiego uczucia, jakby ta hańba częścią i spadała na niego, bo siedział zgarbiony na swym bachmacie, milczący, jeno od czasu do czasu, rzucając wokoło, nie wróżące nic dobrego spojrzenia.
Twarz księcia stawała się jeszcze więcej ponura, w miarę tego, jak wojewodzic mu opowiadał teraz swobodnie, pozostałe szczegóły ze swego pobytu w Czeithe. Tedy, o pojawieniu się grafa von Hermanthala i o tem, jak ten, niczem ciurę obozowego, go potraktował, a później przy pomocy hrabiny odebrał papiery. Że hrabina była wyraźnie zaprzedana Niemcom i rakuskiemu dworowi i wyraźnie nieprzyjazna dla księcia Gabora. Że, z zabranych papierów i w nich zawartych wiadomości wyjść mogą różne komplikacje i że zainteresuje się niemi cesarz. Nadmieniał, że dobrze byłoby, gdyby Hermansthal jeszcze bawił w zamku i odzyskać było można utracone dokumenty.
— A czort ich bierz! — syknął Gabor przez zęby. — Rudolf dobrze wie, żem mu nieprzyjazny, lecz przeszkodzić nie może w zajęciu Siedmiogrodu! Sam chwieje się na tronie i lada moment obali go arcyksiążę Maciej, jego rodzony brat[1]. Te ich kłótnie dopomagają mi wiele i dzięki nim, jak Bóg da, nietylko Siedmiogród odzyskam, ale i z Węgier przepędzę austryjaków... Cesarz Rudolf nic nowego nie dowie się z tych papierów i niechaj je sobie czyta zdrów... Ale,
- ↑ W rzeczy samej, w kilka miesięcy później, arcyksiążę Maciej, wyrwał słabemu Rudolfowi cesarską koronę.