Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
—   127   —

dwóch przeciwników. Jeden i drugi starali się wykryć swe słabe miejsca, lecz jeden i drugi jednakowo umieli ich bronić. I jeśli w Górce przeważał impuls, młodość i znaczniejsza siła, to Hermansthal posiadał wzamian doświadczenie i niezwykłą wprawę, zdobytą w naukach z najlepszemi fechmistrzami świata...
— Rrum... — raz po raz dzwoniły szable.
Oblicze Feroczego stawało się coraz niespokojniejsze. Policzki Jaśka zbladły. Mniemał przedtem, że wojewodzic rychło sobie ze szwabem poradzi, teraz poczynał się o niego obawiać. Bo znacznie dłuższy od karabeli Górki rapier Hermansthala kilkakrotnie już zagrażał wojewodzicowi poważnie. Przebił lekko ramię, rozdzierając kontusz, innym razem niemal dotknął piersi. A znać było, że niemiec nie żartuję i otrzymany policzek pragnie zmazać śmiercią przeciwnika.
Przeciągnęła się nawet twarz księcia Gabora. Przeciągnęła, a na ustach zarysował wyraz niezadowolenia. Zdawało się mówił:
— Na cóż ci był ten pojedynek! Słabyś jeszcze od przygód ostatniej nocy! A my szwabowi i tak daliśmy naukę!
W rzeczy samej Górka wyraźnie słabł i nie mylił się Batory. Kilkugodzinny pobyt w lochach, gdy stał przykuty do ściany, wyczerpał go, a lewe ramię wprawdzie lekko przebite wczoraj dzidą hajduka, lecz teraz znów draśnięte rapierem Hermansthala, krwawiło i mocnym bólem, dawało znać o sobie.
— Do licha! — pomyślał — Czyżbym sobie z tym pludrem nie poradził?
Zebrał wszystko, co mu pozostało z sił i nagle runął na przeciwnika. Atak ten był tak gwałtowny, że Her-