Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

waszej śmierci, grafie, jakoście wczoraj mojej pragnęli. To, niechaj wam wystarczy... Tu kilkakrotnie uderzył niemca płazem pałasza.
— Kto łączy się — dodał — ze zbrodniarzami, a nie chce wysłuchać głosu uciśnionych ofiar, nie godzin miana szlachcica i nie godzin innej kary!
Odwrócił się ze wzgardą od Hermansthala.
— Elien, Górka! — zawołał Gabor, z natężeniem śledzący tę całą scenę. — To ci prawdziwy rycerz! Prawdziwy madziar ember!
Madziar ember, właściwie oznacza węgra. Lecz jest najwyższą pochwałą, jaką z ust madziara, obcy może posłyszeć.
Okrzyk ten podchwycili obecni, a węgierscy panowie, którym postępek grafa z Górką w zamku był wiadomy, teraz pojmowali, czemu tak postąpił.
— Elien! Elien! — rozbrzmiewało w powietrzu, a Jaśko z radości aż podrzucił swą czapkę w powietrze.
Poczem począł uporczywie patrzeć na wojewodzica i zdala mu dawał jakieś znaki, niby mówiąc:
— Do Czeithe... Do Czeithe...
Taż samą myśl trapiła obecnie i Górkę i w duchu już czynił sobie wyrzuty, że dla nasycenia swej zemsty, a połechtanie dumy, tyle czasu na walce z niemcem strawił. A nuż Elżbieta już zauważyła jego ucieczkę i zechce, zanim zdążą z pomocą, rozprawić się z Iloną i Maryjką...
— Boże! — pomyślał, a jego serce ścisnęło się złem przeczuciem.
Tymczasem Hermansthal dosiadał konia nie śmiąc oczu podnieść na nikogo. Spotkało go straszliwe upokorzenie, od którego wolałby może nawet śmierć.